środa, 24 maja 2017

Nadszedł czas piwonii

Maj  u mnie to obok czerwca to  najbardziej kolorowy i radosny miesiąc,  bo kwitną bzy, kaliny, wiśnie japońskie, irysy, pierwsze róże i piwonie. Trudno pokazać wszystkie, ale piwonii nie pominę, są to takie sentymentalne kwiaty z ogródka babuni, zawsze kojarzone z zakończeniem roku szkolnego.
Jedyne o które walczę co roku, robiąc jeden jedyny chemiczny oprysk, oprysk na szarą pleśń, bez którego bym je straciła, co do tego nie mam żadnych  złudzeń i dlatego go robię, mimo wewnętrznego oporu.
Tym razem użyłam środek Rovlar, pod wieczór, kiedy nie latały już wszelkie pożyteczne owady a co najważniejsze piwonie były jeszcze w całkiem zielonych pąkach a więc pszczoły, trzmiele nie były nimi w ogóle zainteresowane. Pryskałam całą roślinę od góry ku dołowi, ze szczególną uwagą na  stare łodygi leżące na ziemi.
 Oprysk był skuteczny, gdyż nie mam żadnych strat, nawet Nancy może pochwalić się jednym, jedynym kwiatem. Ta odmiana u mnie jest szczególna, od samego początku odkąd ja mam, jest a jakby jej nie było, ciągle na granicy straty, możliwe, że  jest tak wrażliwa, że wymaga więcej niż jednego oprysku,  ale u mnie musi wystarczyć jej ten jeden, ale za to ma to zapewnione jak w banku....



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A według mnie...