środa, 4 października 2017

Moje tegoroczne irysy

W tym roku irysy zakwitły obłędnie, nie wszystkie, ale te które nie zakwitły w zeszłym roku a te które kwitły w zeszłym, w tym nie zakwitły. Zbyt wcześnie zachorowały na plamistość obwódkową, dopadły je ślimaki takie malutkie ze skorupką jak i golasy a później jeszcze w trakcie kwitnienia pojawiły się deszcze..... Ale one i tak dzielnie oparły się wszystkim plagom i pięknie zakwitły, ciesząc moje i moich gości oczy...
Kiedy wydawało się, ze już wszystkie plagi za nami, wtedy w  sierpniu wydarzyła się katastrofa, kiedy okazało się, że nic a nic nie przyrosły, a wręcz jakby ubyły, na poletku irysowym było mniej rozetek niż w czerwcu w czasie kwitnienia a te które były widoczne były jakieś cherlawe. Zajrzałam oczywiście pod ziemię, zobaczyć co może być przyczyną takiego stanu rzeczy, tym bardziej się zdziwiłam macając twarde kłącza. Gdyby były miękkie no to znaczy zgniły, oczywista sprawa, nie będzie nowych rozetek, ale były twarde... Jeden kolega  kolekcjoner i hodowca Robert Piątek zasugerował mi, że się zbytnio wysiliły, wyeksploatowały na tegoroczne kwitnienie i jakby nie miały już siły na budowę kłączy. Trudno mi powiedzieć, możliwe,  ale myślę, że w następnym roku je wszystkie przesadzę odmładzając, tak jak sugerował kolega.




































1 komentarz:

  1. Chcąc się oderwać od róż, jeszcze raz tu zajrzałam, żeby nacieszyć oczy niezwykłymi kolorami. Dwie odmiany podobają mi się szczególnie: Apollodorus, za refleksy fioletu na brązie, oraz Scatterbrain. Nie wiem, skąd pomysł na taką nazwę. Rozkojarzony? Dla mnie radosny i słodki.
    Oby kryzys kłączowy minął.

    OdpowiedzUsuń

A według mnie...